Tematycznie, a jakże, absolutnie bez stronniczości.
Codziennie poruszając się do pracy i z pracy, mam wątpliwą przyjemność
poruszania się drogą prowadzącą między dwoma opolskimi cmentarzami. Wzmożony
tłok – zrozumiałe, nagła pamięć o bliskich, których już z Nami nie ma – również
do przyjęcia, jednak dramaty jakie rozgrywają się w komunikacji miejskiej –
niekoniecznie.
Zdaję sobie sprawę, że nie każdy jest na tyle świadomy, że jest to dzień
zadumy, wspominania bliskich osób, a nie festiwal przycmentarnego widowiska.
Mijam ten cmentarz codziennie po zmroku, do zeszłego tygodnia światła na nim
zero, z dniem dzisiejszym stała się jasność, płyty nagrobne zaczynają się
uginać, a typowo polska myśl techniczna – zastaw się a postaw się, wzięła górę
nad rozumem.
Jednak dantejskie sceny których byłam świadkiem pozwalają mi stwierdzić, że
wiek emerytalny możemy spokojnie przesunąć nawet o 5-7 lat. Artretyzm i
reumatyzm ustąpił rękoczynom, z ust pań w zaawansowanym wieku poleciały
pierwsze france i kurwy, a torby ze zniczami i chryzantemami poszły w ruch.
Obudziły się instynkty pierwotne – walka o miejsce w komunikacji miejskiej.
I
kto by pomyślał, że takie sytuacje towarzyszom świętu tych, którzy odeszli.
Kochani, liczba donic i fikuśnych zniczy nie świadczy o tym jak bardzo kogoś
kochaliśmy, chyba, że jest rekompensatą za całoroczny brak pamięci.
0 komentarze:
Prześlij komentarz